Sytuacja w tabeli PGE Ekstraligi drużyny MRGARDEN GKM Grudziądz jest nadal trudna, ale nie beznadziejna. Poprawił ją niedzielny mecz w Częstochowie, gdzie podopieczni Roberta Kempińskiego po walce do ostatniego wyścigu zremisowali z miejscowym Włókniarzem.
Jednym z liderów żółto-niebieskich był tradycyjnie Artiom Łaguta, który toczył zacięte i twarde boje z zawodnikami gospodarzy. Łącznie wywalczył on 10 punktów i bonus. -Staraliśmy się pojechać jak najlepiej. Wydaje mi się, że w każdym meczu wyjazdowym moglibyśmy zdobywać tyle punktów. Czasami niektórym zawodnikom jest się ciężko dopasować lub silniki po serwisie nie jadą. Brak juniorów też jest odczuwalny, gdyby nie defekt Michała Gruchalskiego to byłoby dużo trudniej o dobry wynik – ocenił spotkanie pod Jasną Górą Rosjanin.
– W 15 biegu nie myślałem o niczym innym tylko o tym, żeby dowieźć ten punkt. Jechałem cały czas po bandzie, bo chciałem być jak najszybszy – mówił o decydującym wyścigu Artiom, w którym dowiózł do mety remis z Antonio Lindbaeckiem. Dał on MRGARDEN GKM dwa bezcenne punkty do ligowej tabeli. – Powoli wychodzimy z tego błota, jesteśmy już bliżej tego 7 miejsca i będziemy dalej walczyć o utrzymanie. Szkoda tych przegranych meczów u siebie, bo wyglądałoby to dużo lepiej.
Najskuteczniejszy zawodnik żółto-niebieskich w obecnych rozgrywkach ocenił także sytuację z jedenastego wyścigu. Wtedy to sędzia zawodów Wojciech Grodzki wykluczył Krystiana Pieszczka, który według niego – nieprzepisowo zablokował pod bandą Rune Holtę. Werdykt ten wzbudził wiele wątpliwości. – Nie wiem za co Krystian był wykluczony. Jak wypadku nie było, to nie powinno się przerywać biegu. Pamiętam, że jak jechałem w biegu z Griszą w Rybniku to on pojechał ze mną do płotu i tego wykluczenia nie było. Nie rozumiem decyzji sędziego – podsumował Łaguta.
